Freddie Mercury z Queen – londyńskie zakupy w poszukiwaniu stylu

Autor: Scott Cohen

Tłumaczenie: Michał Rulewicz

Freddie Mercury pragnie zostać legendą bardziej niż cokolwiek innego. Wehikułem dla 28-letniego „pozera z Kensington” jest rock’n’rollowy zespół Queen, a skrupulatny Mercury zdaje się mieć sytuację pod ścisłą kontrolą. Wymyślił nazwę zespołu, jego herb (łączący znaki zodiaku członków zespołu), a także określa ich styl.

„Zamysłem Queen jest bycie królewskim i majestatycznym”, powiedział angielskiej prasie na początku ich kariery. „Przepych jest częścią nas i chcemy być elegancikami. Chcemy szokować i być natychmiastowo skandaliczni”.

Freddie pędzi wraz z całym swoim wyrafinowaniem za chwałą i nie zaryzykuję wiele, jeśli obstawię, że odrzuciłby wszelkie zaszczyty, którymi Jej Królewska Mość chciałaby go obsypać. Pogoń Freddiego za szczytem zaczęła się daleko od serca Imperium Brytyjskiego. Urodził się 5 września 1946 r. na Zanzibarze (wyspa przy wschodnim wybrzeżu Afryki) jako syn brytyjskiego pracownika służby cywilnej. Wykształcenie zdobywał w Indiach, aż wreszcie jako młodzieniec wylądował na anglosaksońskiej wyspie. Uczęszczał do szkoły w Isleworth, a potem podjął naukę w Ealing College of Art, rok po tym, gdy przyszły gitarzysta The Who Peter Townshend opuścił tę szkołę. To tam spotkał chłopców ze Smile w 1968 r.

Smile byli lokalną grupą z Rogerem Taylorem na perkusji oraz Brianem Mayem na gitarze. Freddie, który śpiewał w różnych zespołach od 14. roku życia, sam podczas studiów nad sztuką Muchy i Arthura Rackhama występował w małych, nieistotnych kapelach. Wszystkie lokalne grupy śledziły swoje wzajemne poczynania i czasami wymieniały się sprzętem. W 1970 r. Smile się rozpadło w ogólnej frustracji, a Freddie szybko przyparł Taylora i Maya do muru swoim pomysłem na supergorącą kapelę o nazwie Queen. Obaj się zgodzili, zaprosili Freddiego, by do nich dołączył, a gdy po sześciu miesiącach przesłuchań zaangażowali Johna Deacona w roli ich basisty, skład był kompletny. Przez miesiące ćwiczyli, grając małe, nieliczne koncerty dla przyjaciół oraz pozyskanych metodą pantoflową fanów zamiast robić typową rundkę po prowincjonalnych klubach.

Przełom wreszcie nastąpił, gdy dwóch producentów, John Anthony i Roy Baker, poprosiło ich o nagranie taśmy demo. Zawierające muzykę i słowa napisane przede wszystkim przez Mercury’ego taśmy oczekiwały, aż EMI wreszcie zdecydowało, że były warte ryzyka. Pierwszy album, Queen, był natychmiastowym hitem w wielu kręgach, a Queen II, zajmujące się problematyką „walki dobra ze złem”, wzmocnił ich reputację za oceanem w Ameryce. Wtedy nastąpiła katastrofa. May nabawił się zapalenia wątroby i królewska trasa po Stanach ostatniej wiosny z Mott the Hoople musiała zostać odwołana. Niezrażeni, Queen wydali swój trzeci album jesienią 1974 r., Sheer Heart Attack. Podążając za singlem Killer Queen, który w Anglii zapewnił sobie pierwsze miejsce w notowaniach, krążek osiągnął sukces, a już w listopadzie „Melody Maker” pisał o nich jako o „jednym z najgorętszych zespołów w kraju”.

W końcu, w lutym 1975 r., Queen podjął kolejną próbę koncertową w Stanach. Tuż przed ich przylotem inkwizytor „Circus Magazine” Scott Cohen rozmawiał z Freddiem. Król Królowej przebywał w londyńskim studiu, pracując nad ścieżką dźwiękową zapisu video ich występu w Rainbow Theatre. Jego mowa była szybka, jakby jego myśli koncentrowały się na powrocie do pracy w studiu.

CIRCUS: Zacznijmy od początku. Od Zanzibaru.

MERCURY: Zanzibar? Cóż, urodziłem się tam. Mieszkałem tam trzy lub cztery lata. Potem przeniosłem się do Anglii. Niewiele dowiesz się o Zanzibarze.

CIRCUS: Staram się go zwizualizować. Czy są tam palmy?

MERCURY: Tak, to tropikalne miejsce. Leży nieopodal wschodniego wybrzeża Afryki. Tam mieszkali moi rodzice. Mój ojciec pracował dla rządu. Był tam na czymś w rodzaju placówki i tam się urodziłem. Potem wróciliśmy do Londynu i od tamtej pory tutaj mieszkam.

CIRCUS: Jakiej muzyki słuchają ludzie na Zanzibarze?

MERCURY: Z tego co pamiętam, to bardzo lubili Elvisa Presleya i Billa Haleya. Jestem pewien, że i The Beatles tam dotarli.

CIRCUS: Co ludzie tam robią?

MERCURY: Zapewne grają w piłkę i hokeja. Jest tam mnóstwo plaż, więc pewnie też mnóstwo pływają.

CIRCUS: Czy kiedyś byłeś w Queens, w Nowym Jorku?

MERCURY: Nie, jak do tej pory byliśmy tylko raz w Nowym Jorku. Byliśmy tam przez tydzień i graliśmy każdego wieczora. Dlaczego pytasz, jak tam jest?

CIRCUS: Podobnie jak na Zanzibarze. Jest bardzo tropikalnie, jest mnóstwo palm i plaż. Ludzie sporo pływają, grają w piłkę i słuchają Elvisa Presleya. Jakie miałeś wyobrażenie o Nowym Jorku?

MERCURY: Miał bardzo rozgorączkowany rytm życia. Podobało mi się tam, głównie ze względu na przyjęcie, jakie tam otrzymaliśmy. Ludzie mówili nam, jak zjadliwe może być to miasto, ale podobało mi się. Jest tam tyle do zobaczenia, więc wszystko zależy od tego, na jak długo tam jesteś. Wytwórnia zabrała nas do wszystkich oczywistych miejsc, do restauracji, klubów i tym podobnych. Kiedy pojedziemy tam znowu, to będziemy rozglądać się za innymi miejscami.

CIRCUS: O jakich niemuzycznych i niebiznesowych rzeczach ostatnio rozmyślałeś?

MERCURY: Nie ma niczego niezwiązanego z muzyką, o czym bym rozmyślał, gdyż pracowaliśmy nad tym filmem, ścieżką dźwiękową do niego, zajmowaliśmy się też organizacją trasy koncertowej, bo nadchodzi już niedługo. Słyszałeś o Rainbow? To rodzaj miejsca, w którym się grywa i gdy tam zagraliśmy, to nagraliśmy film z koncertu i składamy teraz to do kupy. Będzie się nazywał Queen Live at the Rainbow.

CIRCUS: Czy myślisz, że Amerykanie wielbią gwiazdy rocka, bo nie ma tu rodziny królewskiej?

MERCURY: A wielbią? Myślałem, że skończyło się to w czasach Cecila B. De Mille’a albo Mae West. Może i teraz zaczynają czcić gwiazdy rocka. Ale nie tak bardzo, jak w tych dawnych czasach.

CIRCUS: Czy trudno cię zawstydzić?

MERCURY: Umm, szczerze, to niewiele mnie zawstydza. To nie zawstydzenie, bardziej złość, którą czuję, gdy na scenie nie wszystko idzie tak, jak trzeba. To był zabawny moment, gdy graliśmy w Rainbow i wysiadł nam prąd. To było trochę żenujące.

CIRCUS: Czego najbardziej się boisz?

MERCURY: Wyjść na czas.

CIRCUS: Lubisz czuć się rozgorączkowany?

MERCURY: Wiele rzeczy mnie nakręca. Nawet słuchanie muzyki powoduje pewien rodzaj gorączki.

CIRCUS: Jakie są twoje ulubione formy rozrywki?

MERCURY: Słuchanie Jimiego Hendrixa; Lizy Minnelli; chodzenie do galerii sztuki. Lubię większość wiktoriańskich artystów. Lubię szczegółowość prac, kolory wody, tego typu rzeczy. I popularne rzeczy, jak na przykład Dalego.

CIRCUS: Czy chciałbyś, żeby Dali zaprojektował twoje kostiumy i makijaż?

MERCURY: Niespecjalnie. Lubię go za inne rzeczy. Mamy Zandrę Rhodes od szycia nam kostiumów.

CIRCUS: Chciałbyś być pierwszym mężczyzną na okładce „Vogue’a”?

MERCURY: To byłoby świetne. Nigdy nie wiesz, jak blisko prawdy możesz się znaleźć. Właśnie pracujemy nad tym.

CIRCUS: Czy chciałbyś iść na randkę z Lizą Minelli?

MERCURY: Och, nie. Chciałbym z nią porozmawiać, to tak.

CIRCUS: Jak myślisz, co by ci powiedziała?

MERCURY: Chciałbym ją po prostu spotkać po występie i od tego zacząć. Nie wiem, co by mi powiedziała albo co ja bym powiedział jej.

CIRCUS: Oboje interesujecie się ciuchami. Mógłbyś mówić właśnie o tym. Czy swego czasu nie sprzedawałeś starodawnych ubrań?

MERCURY: Tak, część moich najlepszych ubrań pochodzi z tamtego okresu. To są moje ulubione ubrania. Nie lubię ubrań produkowanych seryjnie.

CIRCUS: Czy to był rodzaj biznesu?

MERCURY: Tak, skontaktowałem się z kumplem… I tak, lubię ubrania, a gdy Queen był półprofesjonalnym zespołem, pomyślałem, że będę robił coś jeszcze i dostałem szansę prowadzenia małego butiku w Kensington Market.

CIRCUS: Czy jest jakiś projektant, którego lubisz najbardziej?

MERCURY: Mam krawca, który szyje mi spodnie i przyjaciela, który robi mi buty. Lata temu odwiedzałem Ossie Clark, jak również Zandrę Rhodes.

CIRCUS: Buty to dla mnie najtrudniejsza do znalezienia część garderoby.

MERCURY: Londyn jest pełen sklepów obuwniczych. Możesz je mieć zrobione na zamówienie. Po prostu przyjdź ze swoim projektem.

CIRCUS: Jak wielka jest twoja szafa?

MERCURY: Całkiem spora. Mam wielki apartament w Kensington i wielki korytarz, pełen mojej garderoby. Mógłbym otworzyć tam sklep.

CIRCUS: Gdzie poradziłbyś kupować odzież fanom Queen?

MERCURY: To naprawdę zależy, jest tak wiele miejsc. Jest takie miejsce, nazywane Essences, to bardzo dobra miejscówka. Wydaje się, że mają tam rzeczy bardzo dobrej jakości, ale stare, z lat dwudziestych. Jeśli mają pieniądze, to poradziłbym im wizytę u Zandry Rhodes, ma swoją pracownię i możesz kupić jej prace. Są naprawdę piękne.

CIRCUS: Czy szata zdobi człowieka?

MERCURY: To zależy, jaką osobą jesteś. W tym co robimy, ubrania są bardzo ważne, a gdy wiesz, gdzie je dostać, to jest to pomocne.

CIRCUS: Czy spędzasz dużo czasu przed lustrem?

MERCURY: Jeśli mam czas, to tak. Jestem bardzo próżną osobą i tak – spędzam mnóstwo czasu przed lustrem.

CIRCUS: Czy myślisz o lustrze, gdy przed nim stoisz? Jak twój wizerunek na to wpływa?

MERCURY: Nie zagłębiam się w to aż tak bardzo. Mam inne rzeczy na głowie. Mam w domu kilka luster, o różnych rozmiarach i kształtach, ale nie ma w tym żadnej reakcji chemicznej.

CIRCUS: Czy porównałbyś się do innej osoby?

MERCURY: Nie ma mowy, myślę, że jestem całkowicie oryginalny. Jestem przekonany, że wiele osób widzi siebie we mnie, ale to ich sprawa. Jestem, jaki jestem i to mi się podoba.

CIRCUS: Jakiej marki lakieru do paznokci używasz?

MERCURY: Używałem marki Biba. To kolejny przyjemny sklep, do którego ludzie mogą chodzić. To naprawdę piękny sklep, świetnie urządzony. Jeśli fani tu przyjadą, to pierwsze miejsce, do którego powinni się udać. Używałem czarnego lakieru Biby, ale go zmieniłem. Teraz używam tego marki Minor. Czarny zdaje się moim kolorem.

CIRCUS: Chciałbym wiedzieć, co sądzisz o tych ludziach: Jimi Hendrix, Liza Minnelli, Led Zeppelin…

MERCURY: Jimi Hendrix jest bardzo ważny. Stanowi świetny przykład, jego prezencja na scenie, cała praca gwiazdy rocka. Jest nieporównywalny. Albo masz w sobie tę magię, albo nie. Nie możesz tego w żaden sposób wypracować. Nikt nie może zająć jego miejsca. Liza pod względem czystego talentu po prostu emanuje. Ma czystą energię i witalność, które przekazuje za pośrednictwem sceny, a sposób, w jaki prezentuje się publiczności, stanowi dobry wzór. Można się od niej wiele nauczyć. Led Zeppelin są najwięksi. Robert Plant to jeden z najbardziej oryginalnych wokalistów naszych czasów. Jako zespół rockowy, zasługują na sukces, który odnoszą.

CIRCUS: Co powiesz o swoich fanach, rodzinie Linneys?

MERCURY: Są świetni. Przychodzą na nasze koncerty, piszą listy, wysyłają prezenty, chcą nas poznać. Przyciągamy do siebie kilka rodzin. Córki nas lubią i przyprowadzają swoje rodziny. To wspaniałe. Brian zadaje się z córką Linneysów.

CIRCUS: Światło elektryczne?

MERCURY: Bardzo ważne dla naszych występów. Mamy całkiem spory pokaz świetlny, który ze sobą wozimy. Sporo czasu poświęciliśmy na pracę ze światłami. Światła udoskonalają nasze piosenki w rozmaity sposób.

CIRCUS: Z którą z królowych z talii kart utożsamiasz się najbardziej?

MERCURY: Królową pik. Chyba jest najbardziej zbliżona do mnie. Jest bardzo arogancka i ja też jestem arogancki. Wydaje mi się też, że królowa pik jest bardziej próżna niż pozostałe.

CIRCUS: Jakie są twoje ulubione sporty?

MERCURY: Lubię ping ponga, lekkoatletykę, pływanie, hokeja.

CIRCUS: Czy spotkałeś kiedyś plaster-caster?

MERCURY: Nie, cóż to takiego?

CIRCUS: Pod koniec lat sześćdziesiątych działały dwie dziewczyny, które były znane z tworzenia odlewów gipsowych erekcji znanych gwiazd rocka. Cynthia Plaster-caster jest najbardziej znaną z nich.

MERCURY: Czy nadal prowadzi działalność?

CIRCUS: Myślę, że przeszła na emeryturę pod koniec „lata miłości”.

MERCURY: Szkoda, że nigdy o niej nie słyszałem. Jak wiele odlewów zrobiła?

CIRCUS: Nie wiem, trzydzieści–czterdzieści. Miała niezłą kolekcję.

MERCURY: Chciałbym ją kiedyś spotkać.

CIRCUS: Nie wiem, czy może ci się to udać. Jak inwestujesz swoje pieniądze?

MERCURY: Chwilowo nie posiadam żadnych pieniędzy. Wydałem je tak szybko, jak je otrzymałem, na dom, ubrania, obrazy. Lubię też chadzać do restauracji i wydawać pieniądze na dobre jedzenie.

CIRCUS: Czy jest coś, co robisz lewą ręką, a nie robisz tego prawą?

MERCURY: Och, umm, gram lepiej prawą ręką niż lewą na fortepianie. Jest też więcej rzeczy, których nie robię lewą ręką, a robię prawą. Powiem ci jedną rzecz, lakier do paznokci mam tylko na lewej ręce. To jedyna ręka, na której będę miał czarny lakier do paznokci. Potrzebuję go tylko na jednej ręce.

CIRCUS: Czy myślisz, że twoja persona była ważną częścią twojego sukcesu?

MERCURY: Pomogła. Mamy bardzo silny wizerunek, który przekazujemy z naszą muzyką. To bardzo ważne, to jak wyglądasz, to jak grasz…