W pochwale Jazz. Chłopcy urządzili sobie dziwaczną imprezę

Autor: Mark Mehler

Tłumaczenie: Michał Rulewicz

„Idę za kulisy, żeby odpocząć. Może ktoś mi zrobi loda. Do diabła, mamy Halloween, prawda?” – Freddie Mercury w Nowym Orleanie.

Na Bourbon Street, w sercu legendarnego nowoorleańskiego French Quarter, znak głosi: „Bob Harrington-Chaplain z Bourbon Street”. Na górze samozwańczy pastor zarządza znajdującymi się poniżej niecnymi sługami, podczas gdy po drugiej stronie ulicy bar Hotsy Totsy szczyci się nagimi kobietami paradującymi wzdłuż dębowego baru od rana do wieczora, a tuż obok znajduje się „sklep dla dorosłych”, specjalizujący się w obrzydliwych plakatach i wibratorach[1].

To ulubione amerykańskie miasto Freddiego Mercury’ego, gdzie Missisipi kończy swój majestatyczny bieg, a fanatycy z wielkimi marzeniami toczą przegrany bój z naciągaczami, stręczycielami i wszystkimi dostarczycielami zgorszenia. To ulubione miasto Freddiego Mercury’ego, gdyż główny wokalista i króliczozęby frontman zespołu Queen jest, ponad wszystko, aktorem. A w Nowym Orleanie każdy może być tym, kim chce być. Dzisiaj, 31 października 1978 r. – Halloween – Freddie Mercury i Queen podjęli 80 reporterów z USA, Europy, Ameryki Łacińskiej i Japonii, żeby zobaczyli występ i stali się jednocześnie jego częścią. Trzeci koncert na liczącej 28 dat amerykańskiej trasie odbywa się w ozdobnym Civic Auditorium. Ponad sceną widnieją nazwiska wielkich: Shakespeare’a, Michała Anioła, Celliniego, Dürera, Gounoda. Z łagodnych niebieskich i zielonych świateł oraz dymu wkracza dumnie niczym kogut Freddie Mercury, przyjmując baletowe pozy pośród astralnego brzmienia gitary, która zręcznie płynie poostrych krawędziach rock & rolla. Melodie są niewyróżniające się, ale ciągłe zmiany tempa, od Bohemian Rhapsody po We Will Rock You, trzymają publiczność w pobudzeniu przez prawie dwie godziny nieprzerwanej muzyki. Pokaz świetlny należy do najambitniejszych w świecie rocka. Mroczne fioletowe światła rozpościerają się nad głowami publiczności, sprawiając, że jej włosy wydają się niczym martwe chmury. W połowie koncertu z zadaszenia wyłania się mniejsza scena, a 400 lamp miesza się w czystą białą płaszczyznę kurtynowego światła. Freddie jest jak wirujący derwisz[2], dominując nad każdym rogiem sceny.

„Niektórzy ludzie nazywają ten utwór Spread Your Legs [rozchyl nogi]”, mówi publiczności zapowiadając Spread Your Wings. „Podoba mi się to”.

Zaczynając w czarnych cekinach, na pierwszy bis wychodzi wystrojony w pomarańczowe damskie szorty, tańcząc dookoła niczym Piotruś Pan. Podczas drugiego bisu nosi prześwitujący, biały trykot. Kiedy zawodzi We Are the Champions, jego głos ćwierka z udawaną emocją, a on dla wsparcia chwyta mikrofon. W punkcie kulminacyjnym triumfalnego finału zarząd Elektra Records, który przez cały koncert siedział i się uśmiechał, wstaje jak jeden mąż i wychodzi. Kilka chwil później, występ zamyka nagranie God Save the Queen. Oddawszy ciało i duszę, Freddie schodzi ze sceny, wypompowany i bez ikry. Jednak Halloweenowa noc w Nowym Orleanie dopiero się rozpoczęła.

W sali balowej hotelu Fairmont, ponad 400 osób zgromadziło się w oczekiwaniu na Queen przy wystawnym stole z przystawkami w rodzaju ostryg à la Rockefeller czy krewetek Creole. Grupa dixieland przygrywa mało odkrywcze jazzowe brzdęki, dopóki, krótko przed północą, do sali nie wkroczyła Olympia Brass Band w towarzystwie Queen – bystrego Mercury’ego, ujmującego Briana Maya, łobuzerskiego Johna Deacona oraz cichego Rogera Taylora[3]. Nagle, niczym wielki cyrk dyrygowany przez obłąkanego konferansjera, zastępy striptizerek, wulgarnych spasionych tancerek, poskramiaczy węży, drag queen i dziwnie wystrojonych birbantów rozpoczęły prezentację swoich umiejętności przed zgromadzonym tłumem. Freddie Mercury został otoczony przez wygłodniałych łowców autografów, groupies oraz czcicieli sławy. Ludzie zaczynają osłaniać się odzieżą, jako że zawsze kreatywni fotografowie uwieczniają Freddiego podpisującego nagi pośladek smukłego transwestyty. Freddie zaczyna nerwowo ssać swój olbrzymi zgryz i przed 2 nad ranem litościwie znika. Brian May, który zdaje się rzeczywistym organizatorem tego nocnego karnawału, jest przyparty do muru przez japońskich pismaków. „To cudowne”, wciąż powtarza. „Świetnie jest tu wrócić”. W dalszej części wieczoru zniewieściali mężczyźni i męskie kobiety demonstrują pokaz siły, który zawstydziłby nawet Hemingwaya. Trzy otyłe czarne kobiety w stringach prezentują żałosny akt płciowy, a kolejna uczestniczka zabawia małą grupkę gapiów wsadzając sobie papierosa w nietypowe miejsce. Ludzie wychodzą, żeby popatrzeć na to, co dzieje się na Bourbon Street i dryfują z powrotem na przyjęcie, niczym dym papierosowy. O 4 rano ochroniarz Queen, wymizerowany i poirytowany, pyta, kiedy to się wszystko skończy. „Queen chcą, żeby nagie tancerki disco były tu do świtu”, informuje jego kolega. I tak też się dzieje. Następnego dnia Queen pojawia się znowu na konferencji prasowej w Brennan’s, jednej z najbardziej eleganckich restauracji w French Quarter. Jak zwykle, to Brian May i Roger Taylor dominują w konwersacji, jako że Freddie Mercury wydaje się ledwie zainteresowany. Tematem tego wszystkiego jest Jazz, nowy album Queen, który nie zawiera jazzu. „Ludzie myślą, że bierzemy siebie bardziej na serio, niż jest w rzeczywistości”, mówi Roger Taylor. Jazz, ponowne spotkanie Queen z ich byłym producentem Royem Thomasem Bakerem, oferuje utwór Mustapha, szybki hebrajski rocker; Fat Bottomed Girls, piosenkę czerpiącą mnóstwo z Amie z zespołu Pure Prairie League[4]; i nieco bardziej pobłażliwe rapsodie w stylu Jealousy i Bicycle Race, z odniesieniami tematycznymi do Gwiezdnych Wojen, Szczęk i Supermana. Kampania reklamowa, jak wszystko w przypadku zespołu, ociera się o granice dobrego smaku: 11 półnagich, cycatych kobiet ścigających się na rowerach.

„To zuchwałe”, przyznaje Freddie, „niegrzeczne, ale nie lubieżne. Pewne sklepy, wiesz, nie wywieszą naszego plakatu. Zapewne niektórzy ludzie nie lubią zerkać na nagie panie”.

Freddie, lat 32, urodził się na Zanzibarze, zaś wykształcenie zdobył w Indiach, gdzie był dziecięcym objawieniem w dziedzinie tenisa stołowego i hokeja. Studiował sztukę i stał się grafikiem oraz ilustratorem, porzucając lekcje gry na fortepianie w czwartej klasie. Jednakże nadal śpiewał, będąc frontmanem swojej pierwszej kapeli w wieku 14 lat i tworząc Queen z Brianem i Rogerem w 1970 r. Po rutynowym luźnym przesłuchaniu Mercury zostaje przyparty do muru. „Wydajesz się kim innym niż postać kreowana na scenie. Czy to prawdziwy ty?”.

„Nie”, mówi Freddie, „oczywiście to tylko poza”.

Zaprzecza, by skłaniał się ku gejom; lub, jeśli być precyzyjnym, ku komukolwiek. Sprawia wrażenie cichego, niespokojnego człowieka, który musi wyjść z siebie, by stymulować ego.

„Dobrze się bawię nosząc te wszystkie kostiumy”, mówi. „Mogę wtedy naprawdę zaszaleć”.

Freddie jest następnie prędko wyprowadzany i tym razem Brian May pozostaje z tyłu, zasypywany niekończącymi się pytaniami Japończyków. Dwudniowa impreza, mozolnie reżyserowana przez i dla Queen, kończy się na kilku dziennikarzach jedzących Bananas Foster[5] i będących bardziej cynicznymi niż zazwyczaj. Na zewnątrz, na Bourbon Street, folkowy piosenkarz zabawia pusty rząd czerwonych welurowych siedzeń, głosząc, że upadające drzewo wydaje dźwięk niezależnie od tego, czy jest słyszany, czy też nie. Co przywodzi słowa Briana Maya o tym, że Queen ciągle poszukuje „bezpośredniej komunikacji z naszą publicznością”. Ze wszystkich słów opisujących wyprawę Queen do Nowego Orleanu „bezpośredni” na pewno nie jest jednym z nich.

[1] Autor najprawdopodobniej zabawił się grą słów pisząc: „joy sticks” – te znane graczom piszemy łącznie.

[2] Wirujący derwisze (tur. Mevlevilik) – zakon muzułmański powstały w XIII wieku w Turcji. Inspiracją do powstania zakonu była mistyczna poezja Rumiego (zm. w 1273 r. w Konyi). Charakterystyczną cechą uczestników tego zakonu jest medytacja w ruchu w postaci szeregu figur „tanecznych”, z których najbardziej widowiskowym jest umiejętność szybkiego wirowania (stąd nazwa). L. Czapliński, Obrzęd taneczny derwiszów Mewlewich, „Dialog” nr 5/1983.

[3] Autor chyba pomylił Rogera i Johna.

[4] Amerykański zespół folk i countryrockowy założony w 1964 r. w Ohio.

[5] Deser składający się z bananów, lodów waniliowych oraz syropu z masła, cukru, cynamonu, ciemnego rumu i likieru bananowego.