Przez wiele lat oficjalnym wydaniem tego nagrania mogli się cieszyć tylko fani z Niemiec – ukazała się tam zarówno zawierająca ją ścieżka dźwiękowa filmu Zabou (LP, CD i kaseta), jak i specjalny kompaktowy singiel. Dopiero w 2000 roku, kiedy światło dzienne ujrzał gigantyczny (i bardzo drogi) box Freddie Mercury – The Solo Collection, doczekaliśmy się pierwszego wydania poza terytorium Niemiec. Oczywiście Hold on znalazło się tylko w pełnej wersji wydawnictwa, nie trafiło zaś na uszczuploną, trzypłytową wersję. 

Trudno się dziwić tej decyzji – ten utwór to tylko ciekawostka (dodajmy nie najciekawszą). Freddie zaśpiewał go z obdarzoną silnym, czystym głosem wokalistką Jo Dare. Kompozycję podpisał Mercury wspólnie z Mackiem, choć wiele źródeł wskazuje na to, że to Mack skomponował muzykę a Freddie jedynie dopisał tekst. Struktura kompozycji nie powala – intro plus dwa, stale przeplatające się motywy melodyjne, jeden brzmiący niebezpiecznie „blisko” piosenki California girls grupy The Beach Boys. Gdyby przyspieszyć Hold on od pierwszej minuty nagrania (od słów baby you’re really something), możemy niemal zanucić przebój Beach Boysów (Well east coast girls are hip, I really dig those styles they wear). 

Oczywiście wokalnie Freddie ( i Jo) dają z siebie wszystko, znakomicie tuszując niedostatki samej kompozycji. A brzmienie? Oczywiście wszystko można zrzucić na karb okropnych zwyczajów lat 80-tych („plastikowe” syntezatory” itd.), ale być może, wiedząc, że utwór i tak pojawi się tylko na niemieckim rynku,  zadowolono się wersją sugerującą niemal nagranie demo. Zresztą w filmie Zabou piosenka pojawia się na kilkanaście sekund w tle i trzeba mocno się wysilić, by w ogóle ją wychwycić. 

A gdyby ktoś zastanawiał się, jak wygląda Jo Dare, wystarczy obejrzeć klip do Living on my own Freddiego z 1985 roku. Kobieta kot, to właśnie Jo. 

tekst: Paweł Błędowski