Gdyby tworzyć listę piosenek z lat 70-tych, które powinny stać się wielkimi przebojami, a nigdy się nimi nie stały, ten utwór znalazłby się chyba w pierwszej dziesiątce. Jest tu wszystko, co składa się na miksturę o nazwie przebój – świetny aranż, chwytliwy refren, itd. O powodzeniu danej kompozycji decydowało wówczas wiele czynników: rodzaj kontraktu z wytwórnią, popularność wśród radiowych prezenterów, trafienie w odpowiedni czas i przede wszystkim łut szczęścia. I chyba tego ostatniego najbardziej zabrakło Eddiemu Howellowi najbardziej, gdy mowa o piosence The Man from Manhattan.

Gościnny występ w piosence Freddiego (który też prze aranżował całość, zaśpiewał chórki i zagrał na fortepianie) i Briana Maya mógł tylko pomóc wówczas piosence. Queen stał się już wtedy zespołem rozpoznawalnym w Europie, choć nadal był przez wielkim sukcesem Bohemian Rhapsody. Sam Howell po latach wspominał: Było trudno zachować mi w tym nagraniu swoją tożsamość. To nie poszło tak, jak sobie wyobrażałem, ale Freddie sprawił, że moglem się rozwinąć, stał się ważną częścią mojego rozwoju muzycznego. Był profesjonalistą, niezwykle oddanym temu, co robił. Na koniec pracy powiedział mi „Pozwij Warner Brothers kochany, jeśli to nie będzie hit! „.

Tekst piosenki był inspirowany słynną książką Mario Puzo The Godfather papers a nagrań dokonano w Sarm East Studios. Ponieważ wytwórnia Warner Brothers najwyraźniej wierzyła w Howella, mógł on zatrudnić najlepszych sesyjnych muzyków (Barry de Souza na bębnach, Jerome Rimson na basie). Jak pamięta Howell, entuzjazm Freddiego zrobił na nich wielkie wrażenie, zdecydowanie odznaczał się on na tle „profesjonalistów”. Jeszcze wcześniej Howell pojawił się domu Freddiego, by dokładnie przygotować aranżację. Zaproszenie Maya dodało tylko uroku piosence, która stylistycznie zbliżyła się nieco do Killer Queen. Utwór jednak nie zawojował list przebojów ani w Wielkiej Brytanii, ani w USA. Lepiej poradził sobie w Europie a najlepiej – nie wiedzieć czemu – w… Republice Południowej Afryki (numer 1). 

W 1994 roku Howell wydał utwór samodzielnie (już bez szyldu Warner Bros) raz jeszcze na płycie kompaktowej, a w 2018 roku ukazała się ciekawa wersja, zaaranżowana przez Mike’a Morana, z wykorzystaniem oryginalnych ścieżek z sesji. 

tekst: Paweł Błędowski